Call of Duty: Warzone - Wrażenia ze strefy wojny. || Gry wideo

Autor: MSG


Siedzieliśmy w ciszy, wpatrzeni w podłogę. Burza dręczących nas myśli była głośniejsza nawet od terkotu silników samolotu transportowego. Cieniutkie stróżki potu jawiły się na moim czole, kaskadami wijąc się po policzkach. Kątem oka obserwowałem, jak drżące dłonie mojego kompana, ściskały mały, stalowy krzyżyk, z podstawy którego opadał srebrny łańcuszek. Dla większości z nas były to ostatnie chwile życia. Mieliśmy właśnie wkroczyć do piekła, a prawda jest taka, że stamtąd nikt nie wraca zwycięzcą. W momencie postawienia stopy na pokładzie tego przeklętego samolotu, bezpowrotnie przepadli ludzie, którymi niegdyś byliśmy...

 Battle Royale. Zbliża się gaz. Przebić się do bezpiecznej strefy.  przez interkom odezwał się niski, stłumiony głos.

Spojrzenia powędrowały w kierunku monumentalnej klapy, która niczym opadająca kurtyna odsłoniła opuszczone miasto znajdujące się daleko pod nami. Miasto, które miało zostać naszym kurhanem. W tym samym czasie, tysiące kilometrów stąd, puste trumny z naszymi nazwiskami były już przygotowane na rytualne przysypanie ziemią. 

Nie było już odwrotu. Musieliśmy skakać.



Przygody w strefie wojny

Moje doświadczenie z Call of Duty jest jak moje obecne życie seksualne. Nie istnieje. Cóż, przynajmniej tak sprawa wyglądała jeszcze dwa dni temu. Nie oznacza to, że zapoznałem kuszącą przedstawicielkę płci pięknej, a po prostu, po raz pierwszy w życiu, zakosztowałem namiastki jednej z najbardziej popularnych serii strzelanek. Los chciał, że danie było podane w dobrze znanej mi formule Battle Royale. Czy ten znany wszystkim przepis jest w stanie jeszcze kogokolwiek zaskoczyć? 


Pozwolę sobie nie tłumaczyć idei gier z kategorii Battle Royale, gdyż byłoby to pozbawione szacunku dla Twojego czasu. Ten przeżuty na wszystkie możliwe sposoby motyw, jest znany chyba każdemu, więc przedstawienie jego zasad byłoby równie przydatne i ciekawe, co instrukcja obsługi butów. Przejdźmy od razu do konkretów.

Głównym minusem, który przez długi czas zniechęcał mnie do wypróbowania nowego BR od Activision była waga samej gry. Ponad 100GB plików do pobrania (wymagania rekomendują 175GB wolnego miejsca na dysku!!!) sprawiło, że mój router przemówił ludzkim głosem i zapytał się mnie: "Czy ty jesteś, ku*wa, poważny?"

Po upływie kilkunastu godzin męczenia serwerów dostawcy internetu, w końcu mogłem uruchomić Call of Duty: Warzone. Po przejściu krótkiego, przyjemnego w odbiorze samouczka byłem gotowy do prawdziwej walki. Moim kompanem na polu bitwy był ShadowBWA, którego serdecznie pozdrawiam. Swoją rozgrywkę zaczęliśmy około 24 i nim się obejrzałem zegar wybił piątą rano. To kilkugodzinne doświadczenie z COD:WZ powinno w tym przypadku wystarczyć, aby wypracować na temat gry sensowną opinię.

Jako że mamy do czynienia z klasyczną formułą pozwolę sobie wypunktować poszczególne cechy, które wyróżniają produkt na tle konkurencji.

Pierwszą jest na pewno CODowy model strzelania, który jest... dziwny. Z jednej strony odgłosy broni i efekty wizualne stoją na najwyższym poziomie. Tak samo jak animacje. Jest jednak jedno, bardzo ważne "ale". Ciężko było mi się do CODowego strzelania przyzwyczaić, gdyż na grę przerzuciłem się z regularnych seansów CS:GO. Jaka jest podstawowa różnica w strzelaniu w tych grach? Pozwolę sobie wytłumaczyć to na przykładzie tak zwanego internetowego mema. Taki jestem młodzieżowy.

Odrzut podczas strzelania z broni: *istnieje*

Call of Duty: Warzone:



Niby poszczególne bronie posiadają jakiś określony odrzut, ale poza paroma wyjątkami, większość wykazuje przesadną precyzję w posyłaniu pocisków do celu. Dodajmy do tego fakt, że w grze są dostępne dodatkowe ruchy stabilizujące odrzut, np. położenie się na ziemi lub oparcie gnata o osłonę. Ten model strzelania zapewne znajdzie wielu fanów, ale przeciwników również. Mnie osobiście z broni strzela się dość przyjemnie. Mimo to, kilka razy czułem się źle, zabijając wrogów chamskim full-auto na dystans. Ten feeling będzie się podobał graczom szukającym bardziej arcadowej rozrywki, ale raczej odrzuci tych oczekujących realizmu.  

Co się natomiast tyczy mapy, która posłuży graczom za śmiertelny plac zabaw - tutaj zastrzeżeń nie mam żadnych. Teren jest naprawdę spory, a miejscówki nie grzeszą powtarzalnością. Walki w mieście totalnie różnią się od tych, prowadzonych w lasach, czy na bezdrożach. Taka różnorodność tworzy szerokie pole do popisu dla osób lubiących bardziej taktyczne podejście do walki. 

Warzone jednak mechanikami stoi. Mechanikami, które starają się usuwać wszelkie irytujące kwestie Battle Royali, jednocześnie nie naruszając tych "soczystych". Przede wszystkim praktycznie brak tutaj grzebania w ekwipunku. Każdy może nosić dwie sztuki broni, którą zmienia się poprzez zwyczajne podnoszenie, natomiast elementy dodatkowe tj. celowniki, tłumiki itd. są automatycznie przypisane do danej broni. Wszystko tutaj odbywa się dynamicznie, bez zbędnego grzebania w ekwipunku. Pancerze zakłada się przy użyciu jednego przycisku. W grze są dostępne także umiejętności specjalne takie jak. nalot, możliwość przeskanowania terenu za pomocą drona, aktywacja "cichych kroków" i wiele innych. Specjale ekwipuje się w taki sam sposób jak broń, a do ich użycia również wystarczy jeden przycisk. Proste, przejrzyste i przyjemne.

Na mapie porozrzucane są różnorakie pojazdy (od quadów do helikopterów), które umożliwiają sprawne przemierzanie kilometrów z jednoczesnym zdradzaniem swojej pozycji wszystkim dookoła. Modele  poruszania się pojazdów są niestety mooooocno naciągane i biedne, można by powiedzieć, że wręcz symboliczne. Jeździ to i lata, ale profesor fizyki, widząc te anomalie, najprawdopodobniej padłby na zawał.


Największym plusem gry jest jednak opcja możliwości powrotu do walki. Nie ukrywajmy, większość z nas w Battle Royale lubi grać drużynowo, a moment w którym przy życiu zostaje permanentnie tylko jeden kompan, jest dla reszty niezwykle nużący. Warzone ma na to sposób. Po pierwsze mamy tutaj klasyczne podnoszenie powalonych członków drużyny. Kiedy jednak to nie wypali, martwy gracz trafia do tak zwanego gułagu, który pełni rolę areny dla poległych. W tejże toczą się pojedynki 1v1, których zwycięzcy mają możliwość powrotu na pole walki. Co jeśli umrze się także w gułagu? Cóż, nasi kompani mogą przywrócić nas do życia w specjalnych punktach na mapie, za określoną ilość gotówki. 
Skoro już o mamonie mowa - tą oczywiście można znaleźć na mapie, a oprócz wykupywania z objęć kostuchy innych graczy, można za nią kupić ulepszenia oraz zrzuty broni, które zawierają spersonalizowane przez nas wcześniej zestawy gnatów oraz umiejętności. Możliwości jest więc wiele.


Jeszcze słów kilka o trybach gry. Na obecny moment mamy do dyspozycji solo, trójki i czwórki BR oraz jeszcze jeden, odmienny tryb, w którym zadaniem każdej z drużyn jest zdobycie jak największej ilości pieniędzy. Ot, miły dodatek.





Czy warto zagrać?

Cóż więcej mówić? Call of Duty: Warzone, to naprawdę dobry Battle Royale, warty przetestowania. Oczywiście o ile Twój internet nie spadnie z rowerka w zderzeniu z przerażającymi rozmiarami plików, które trzeba pobrać, aby móc bawić się na polu bitwy.




A, jeszcze jedno. Czat w tej grze to jakiś totalny ściek. Nie znajdziesz tam nic oprócz osób wyzywających się od najgorszych i rzucających bezsensowne przekleństwa. Fakt, kiedyś słyszałem plotkę, że community CoD'a to w większości zdegenerowane dziesięciolatki bez przyszłości, ale nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Na szczęście nie trzeba brać udziału w tej błazenadzie.








Komentarze

  1. Chyba pozostanie mi oglądanie letsplayów, bo czuję że mój komputer tego nie udźwignie :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego warto kupić Ebooka? || Lifestyle

Odkopujemy moje stare opowiadanie || Pisarz Nie-dzielny